Strony

sobota, 11 listopada 2017

Przemyślenia o rzeźbie

Grupa Laokoona, autor nieznany
Na Cyprze żył niegdyś król Pigmalion, który nie dbał o kobiety – opowiada Hezjod. Pigmalion z zamiłowania był rzeźbiarzem i spędzał wolny czas ćwicząc się w tym rzemiośle. Pewnego razu udało mu się wykonać rzeźbę kobiety doskonałej pod każdym względem. Zakochał się w tej perfekcji i obcałowywał martwy marmur modląc się, by Afrodyta dała mu właśnie taką żonę.

   Na około dwutysięczny rok przed naszą erą datuje się spisanie eposu o półbogu Gilgameszu. Wcześniej poezja wzbogacała muzykę pierwotnych ludów w mroźne, nużące wieczory. Dziesiątki tysiące lat wcześniej powstały w El Castillo jedne z pierwszych malowideł naskalnych. Czy nasi przodkowie jedynie spędzali w ten sposób wolny czas? Czy może czuli satysfakcję z tworzenia czegoś nowego? Jakie były ich wzmocnieni a, czy dostrzegali piękno? Czy ich serca wypełniała miłość do stworzonych dzieł?
   Prawie 25 tysięcy lat temu zamiast użytecznego garnka, ktoś wyrzeźbił glinianą figurkę bóstwa płodności, szeroką kobietę z obwisłym biustem, którą dziś nazywamy Wenus z Willendorfu. Obecność posążku ułatwiała modlenie się o rozrodczość rodziny, skupiając w sobie jakieś dalekie, niezidentyfikowane moce i wzbudzając miłość do kobiecego ciała. Człowiek pierwotny wymodelował z gliny swoje pożądanie oraz uznanie dla natury.
   Pigmalion rzeźbił po grecku. Gdy myślimy o Galatei widzimy raczej Wenus z Milo, niż niezdrowo obwisłą kobietę. Kultura ciała zaczęła odgrywać u Greków rolę równą kulturze umysłu. Kalokagathia, czyli połączenie piękna i dobra stało się celem rzeźbiarzy, wypracowujących doskonałe proporcje nagich, wysportowanych ciał. „Ten, kto jest piękny, jest drogi, kto nie jest piękny, nie jest drogi” śpiewały Muzy na ślubie Kadmosa i Harmonii.
 Dyskobol to najbardziej znany przykład kultu doskonałości, ukazany na rzeźbie mężczyzna, który zamachuje się dyskiem, jest perfekcyjną formą ciała. Galatea także była doskonała, Pigmalion stworzył ją według swoich ideałów, i modląc się o podobną żonę, marzył raczej by ożenić się z posągiem. Czy można odczuć pożądanie do zimnego sportowca z “Dyskobolu”, gdy w swojej pozie akcji, jest raczej rozluźniony w bezruchu?
 W 1506 wykopano na Eskwilinie zaginioną, starożytną rzeźbę. Grupa Laokoona ukazuje tragiczną scenę pełną emocjonalnego napięcia. Podczas gdy w Dyskobolu widzimy idealne ciało, Laokoon jest nie tylko idealnym ciałem, ale równocześnie idealnym wyrazem emocji. Majestatu i siły Laokoona nie znajdziemy w nieperfekcyjnej rzeczywistości. Oglądamy w nim ucieleśnienie czystych idei. Prawdziwe cierpienie nigdy nie wyrazi się takim wzniosłym smutkiem i subtelnym gniewem jakie wyrażają napięte w westchnieniu mięśnie kapłańskiego torsu. Czy moglibyśmy mu współczuć? Martwemu kawałkowi marmuru? Sztuka każe nam wyobrazić sobie, że Laokoon walczy zaciekle z atakującymi go wężami, które z bożego nakazu mają go zabić. Wyciąga się w próbie ucieczki. Krzyczy przerażony perspektywą nie tylko swojej śmierci, ale też śmierci swoich synów. Czy wiedząc o tym, marmur wyda nam się ciepły? Chcielibyśmy chwycić troskliwie za twarz człowieka, z lekka pokruszonego przez czas, którego mięśnie napinają się z całkowitą realnością.
   Leonardo da Vinci zwykł mówić, że rzeźbiarstwo nie jest sztuką, a rzeźbiarze to rzemieślnicy. Był to jeden z powodów zrodzenia się konfliktu między nim, a młodym Michałem Aniołem, dla którego rzeźba była najwznioślejszą formą artystyczną. W Carrara niedaleko Settignano pomagał przy wydobywaniu białego marmuru, którego kryształy lśniły w promieniach wschodzącego słońca. Irving Stone opisuje, jak szkicował pracujących w kamieniołomach mężczyzn, by wyrzeźbić jedno z pierwszych swoich dzieł „Bitwę Centaurów”. Na piętrze w Casa Buonarroti nadzy mężczyźni wznoszą nad sobą kamienie, chcąc rzucić nimi, lecz nie mogąc poruszyć się w ciasnej przestrzeni. Zdają się sami wychodzić ze skał. Unoszą napięte ręce. Ich ciała są miękkie i pełne ruchu.
   Piętnaście lat później w nadpsutym kawałku marmuru powstaje “Dawid” i w swojej statycznej pozycji pokazuje ruch jeszcze wyraźniej. Wydaje nam się, że marszczący brwi mężczyzna gotowy jest odwrócić się, dokończyć przygotowania, po czym wznieść procę i zabić Goliata, którego obserwuje bez zgrozy. Jest w nim grecka doskonałość, a w napiętych mięśniach i pulsujących żyłach dostrzegamy również poruszenie. Ciało Chrystusa na kolanach Marii zdaje się bardziej martwe w porównaniu z żywotnością tego ideału, niż ze zmęczeniem i obojętnością turystów oglądających Pietę.
   Pigmalion obejmował i pieścił Galateę, jakby była żywym człowiekiem. Brakowało jej tylko ciepła. Ruch już w sobie miała. Był w niej jak w “Dawidzie”, wbudowany za pomocą dłuta, niezweryfikowany przez czas. A jednak czas jest pojęciem względnym.
   Sztuka wywołuje w nas ekstatyczne emocje. Potrafimy ujrzeć w obrazach prawdziwe sceny, zrozumieć przekaz autora i zachwycić się jego myślą. Litery układające się w zdania burzą nasze stereotypy i rozlewają się po umyśle barwnymi opowieściami, mimo że są drukiem na białej kartce papieru. Dźwięki muzyki przenoszą nas do odległych miejsc i jak narzędzia chirurgiczne wybijają rytm w naszych sercach.
   Co jest innego w rzeźbie? Jest ona podobna obrazom. Widzimy sceny, które wstrząsają nami mocno. A jednak jest coś jeszcze. Trójwymiarowość i samotność postaci zapraszają nas nie do historii, a do ciała, jednej rozpaczliwej sceny, w której nic nie jest przesądzone.
   W kontekście surowych, muzealnych zasad trudno pomyśleć, że rzeźba oddziałuje na dotyk. A jednak tylko dochodząc do takiej konkluzji, zaczyna się rozumieć, czemu te pojedyncze zmarszczki wywołują w nas taki zachwyt. Choć muzealne rygory nie pozwalają nam zbliżyć się do kamienia, wyobrażamy sobie, jak realistyczna musi wydawać się ta twarz, gdy dotknie się jej dłonią. A gdy przymkniemy oczy czy nie pomyślimy, że mamy przed sobą, zimnego i zastygłego, ale jednak człowieka?
  W świetle lamp i wpadającym do okna słońcu “Dawid” ma beżową skórę. Gdyby ktoś nie znał pojęcia rzeźby, pomyślałby że to człowiek zastygły od wzroku bazyliszka. Modlitwy Pigmaliona przyniosły skutek i łaskawa Afrodyta ożywiła dla niego Galateę. Gdy patrzy się na Dawida i Laokoona, wydaje się, że tylko Bożego palca brakuje, by ich sceny dobiegły końca.

Bibliografia:Eco, U. Historia piękna. Poznań, 2005
Ludwiczak, B. , Mitologia, wierzenia Greków i Rzymian. Kraków, 2008
Stone, I.  Udręka i Ekstaza. Warszawa, 1990
Powyższy tekst mojego autorstwa ma swoje źródło na stronie: https://kncd.pl/2017/08/25/przemyslenia-o-rzezbie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz