Amor i Psyche, Giuseppe Crespi |
– Miałaś
kiedyś włosy koloru błękitu – rzekł głaszcząc jej lśniące włosy opuszkami
zestarzałych palców.
Jego twarz jak obraz minionych rozkoszy zdawał się tylko
marą w otaczającej ich ciemności. Siedziała na wysokim krześle i wpatrywała się
w podłogę ginącą w nicości, jakby nie dała się dotknąć palcami u stóp. Nie były
tu okien, albo zasłaniała je czarna płachta, zbyt czarna, zbyt czarna – myślała
z niepokojem.
– Spójrz na
mnie– rozkazał z oburzeniem dorosłego dziecka. Był takim staruszkiem z
wściekłymi oczami. Spojrzała w nie z zadziwieniem, albo pytaniem – o cóż ci
chodzi? Byli razem – znowu. Dotykali się kawałkami ciał, chętnie czy
niechętnie, nie miało to wielkiego znaczenia. Czy gdyby dotknęła swojej twarzy,
poczułaby głębokie zmarszczki, widoczne na jego twarzy. Czy mogli się zestarzeć
oboje, tak bardzo, by wydawać się tylko cieniem.
– Co
myślisz?
Nie wiem –
pomyślała. I czy to miała mu powiedzieć? Zęby uśmiechały się same. I czemu się
tu znaleźli, bez światła i ani jednego promienia pociesznego słońca. Chciałaby
pogłaskać miękką sierść kota, i podrapać za uchem białego boksera z dziecięcych
lat. Wciąż miała te trzy kreski na ramieniu, może tylko ona je widziała, ale
były – trzy ciemne cięcia pazurów. Dałaby wszystko, by poczuć ten ból jeszcze
raz. By wszyscy je widzieli.
– Co się
stało? – spytała, a kiedyś chciała, jak płatek śniegu wirować
w świetle latarni i płakać rzewnymi łzami nad tym, że ktoś ją kocha. Lecz teraz
to wszystko, wzlatywało z zimną mgłą, i oni się rozsypywali.
– Jak mogę
wciąż cię kochać – usłyszała jego myśl, wypowiedzianą szeptem, wyrwała się ona,
choć nie powinna. Nie powinna uciekać. Była jedną z myśli, które chowa się na
dnie duszy i nigdy nie wyciąga, by pozostać tym, kim się w swoim mniemaniu
jest. Lecz słowa, słowa same tańczą, gdy mięśnie są zbyt wolne, by je
powstrzymać, neurony zbyt leniwe, by się bronić.
– Jak mogłeś
kochać w ogóle? – odpowiedziała. – Czemu? Byliśmy młodzi i chcieliśmy tylko
kąpać się w rzece, rozumieć tylko to, co chcieliśmy rozumieć, zapomnieć o tym,
o czym chcieliśmy zapomnieć. Więc czemu się kochaliśmy, cierpiąc, nie
rozumiejąc, nie mogąc zapomnieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz