Podróż do Lubeki zdarzyła się nam całkiem przypadkowo. Niemiec-biznesmen wysadził nas na stacji autostradowej prawie 200 kilometrów przed Hamburgiem, do którego miałyśmy się dostać. Życzliwa Niemka uratowała nas od nieregulaminowego stopowania na autostradzie i zaproponowała podwózkę do Lubeki. Nie miałyśmy nic do stracenia, bo w Hamburgu i tak czekało na nas jedynie szukanie hostelu.
Lubekę nazywają miastem siedmiu wież i to była pierwsza rzecz o sympatycznie awyglądającym, spokojnym miasteczku. Nad Trawną rzeczywiście strzelało ku niebu sporo kościelnych wież. Dwie należące do katedry wydały nam się nadzwyczaj pochyłe. "Krzywe wieże z Lubeki".