Wbrew tytułowi będzie to tylko po trochu rzecz na temat owej
książki i jej autora. Terry Pratchett, mistrz fantastyki, w Świecie Dysku
znalazł miejsce również dla tych opowieści, które wydają się nie-wyjątkowe i
przez to i wzgardzone. Przyprawia łyżką satyry wciągające historie, bawi się
konwencją bajkowych stworzeń znakomicie odzwierciedlając ludzki świat.
Dla
tych, którzy widzą fantastykę jako nadmierną ucieczkę ku nieistniejącym
magicznym wymysłom, Pratchett powinien otworzyć oczy wyraźną metaforą i
przekształceniem naszej magicznej rzeczywistości w inną magiczną rzeczywistość.
Piekło pocztowe jest tego najlepszym przykładem. Konwencja
opowieści jest stara jak świat, zły bohater, wykorzystujący szansę by się
zmienić, walka dobra ze złem, przygoda, której zakończenie jest klarowną
puentą. To bajka, która czerpie garściami z bajek. Ale jej temat jest jak najbardziej
niekonwencjonalny. Hasło „reaktywacja urzędu pocztowego” nie zachęca może do
lektury. U Pratchetta spodziewamy się wymyślnych, magicznych historii. Prędzej Dobry Omen (odrywający serię od Dysku)
spełniłby nasze oczekiwania, ale poczta? Mnie, przeciwnie, zaciekawiła okładka
ze stosem listów i bohater, Hermes co najmniej, boski posłaniec na szczycie
stosu.
Rzecz będzie o listach. Bo to właśnie codzienna opowieść,
jakby wzgardzona przez pokolenie Internetu.
Może nie tyle wzgardzona, co już
nie zrozumiana jak napisała mi w liście przyjaciółka. Jej cudowne pismo
przypominające mi szkolną ławkę, przemyślane słowa na kartce papieru i cyjanowa
koperta ze znaczkiem – nie trzeba więcej do wzruszenia. I chociaż listy są
droższe i wolniejsze od wiadomości na facebooku, to tchną większą szczerością.
Dlatego z uśmiechem na twarzy wrzucam purpurowe koperty do skrzynki.
Wpadły mi do ręki listy Wisławy Szymborskiej i Kornela
Filipowicza. Ich romantyczna korespondencja ukazała mi nową formę epistolarną,
przyziemną i żywą. Najlepiej w życiu ma
twój kot, bo jest przy Tobie to tylko szczypta czułości, jaka spaja ich
listy. Nawet w wydruku, eleganckim zespoleniu można poczuć ich bijące,
zakochane serca. Gdy do gry wchodzą sławne kartki Szymborskiej rozwieszane w
muzeach, uśmiech poruszenia jest tym większy. I zazdrość, bo chciałoby się
zrezygnować z wielu darów XXI wieku, by mieć siłę co dwa dni wrzucać listy do
skrzynki, gdy jest się rozdzielonym i dostawać równie często odpowiedź, odpisywać
na zagubione, chaotyczne wątki, krótko i zwięźle, jakby się mówiło do tej
osoby, a jednocześnie ze starannością i przemyśleniem, nie tak jak wyklepuje
się wiadomości na Messengerze.
W Piekle Pocztowym Moist von Lipwig poświęca się, by ożywić zapuszczony
urząd pocztowy i rozesłać stare, zapomniane listy, które przemawiają i proszą o
dostarczenie. Listy takie są, każdy z osobna, przez kogokolwiek nienapisane, są
poezją lub prozą. Gdy giną, już nikt ich nie odtworzy. W Ankh-Morpork,
korespondencja umarła, ponieważ listy przestały docierać do adresatów, jedyną
alternatywą stały się wieże sekarowe. A na naszej planecie, przez urzędy
pocztowe przelatują tylko pocztówki i formalne listy. Z własnego wyboru. Byłoby
cudem, gdybyśmy spełnili wyzierające z książki marzenie Pratchetta i
reaktywowali pocztę. Zapiekliłoby się w niej, ale listy ożyłby i wołały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz