Strony

czwartek, 28 lipca 2016

Szklany Zamek

Dwoje śpiących dzieci, Peter Paul Rubens


Tytuł nasuwał mi na myśl utopijną wizję z Przedwiośnia. U Jeannette Walls Szklany Zamek też jest utopią, nieosiągalnym i niespełnionym marzeniem. Jednym z wielu takich marzeń, symbolem życiowej niemożności zdobycia wszystkich szczytów. Choć często ograniczenia tkwią w nas.


Dla mnie była to smutna i nostalgiczna książka. Z początku gorycz jest ukryta, później powoli odkrywana przez dorastającą narratorkę, a zarazem główną bohaterkę wspomnień. Tym bardziej poruszających, że prawdziwych, spisanych przez dziennikarkę długo ukrywającą swoją faktyczną przeszłość.
Pierwsza opowieść, choć dopiero druga część książki, zatytułowana „Pustynia” to relacja z dzieciństwa. Niewyraźne, ale radosne chwile, idylla, w której kryją się mankamenty ignorowane przez słodką niewinność dziewczynki. Jeannette Walls traktuje ojca z ufnością i podziwem. Matkę przedstawia jako kobietę o artystycznej i niedocenionej osobowości. Wierzy jej ciągłym zapewnieniom, że ich trudny byt to przygoda. Kwestią dni jest spełnienie marzeń, a dni te upływają beztrosko, nawet gdy role dziecięcych łóżek zastępują kartony.
Czasem w tym dzieciństwie można odnaleźć siebie. W drobnych szczegółach, w wyidealizowanym przedstawieniu rzeczywistości. Lecz niekiedy obraz sytuacji podpowiada, że coś jest nie tak. Że nie ma nic dobrego w otwartych na noc drzwiach, przez które do domu wkradają się zboczeńcy ani w brudnej kuchni, w której grasują karaluchy.
Szklany Zamek to opowieść o odkrywaniu prawdy, o śmierci dzieciństwa a potem narodzinach niepokoju i nieufności. Opowieść płynna, czasem niechronologiczna, prowadzi nas przez kolejne etapy życia i kolejne domy biednej i zaniedbanej rodziny Wallsów, prowadzającej wręcz koczowniczy tryb życia.
Nie jest to jednak typowa bieda. Po przeczytaniu książki nasuwa się pytanie o granicę swobody i braku odpowiedzialności. Bieda Wallsów nie jest winą otoczenia ani władzy, mimo zapewnień Rexa. Autorka podkreśla to, nie kryjąc gorzkich faktów ze swojego życia.
Jeannette i jej rodzeństwo przebywają wyboistą drogę od sielanki niezwykłego życia do desperackiej chęci ucieczki od niego. Po tej ucieczce opowieść jest mniej szczegółowa i jakby pośpieszna. Płynna konstrukcja rozpada się, ale wciąż trzyma się czytelnika refleksja. Jeannette Walls wychodzi z opresji, ale nie może zapomnieć. Próbuje zrozumieć swoją przeszłość i nikogo nie usprawiedliwia.
Lektura głęboka i pouczająca. Pokazująca problemy, jakich zwykły człowiek nie doświadcza i rodzinę, od jakich zwykły człowiek stroni. A kto wie, czy historia którejś z tych rodzin nie jest gorzką opowieścią Wallsów?
A jednak Jeannette Walls uważa swoje dzieciństwo za szczęśliwe. Być może wspominając je, myśli głównie o przepięknych chwilach ze swoim ojcem, o inteligencji rodziców, o rzeczach, których ją nauczyli, a których inni nie znają. To szokujące dla niektórych, ale dla mnie zrozumiałe. Wiele faktów budzi niesmak i oburzenie. A jednak ona podkreśla magiczne chwile, patrzenie na gwiazdy, szukanie skarbów, noce pod gołym niebem. I życiową naukę płynącą z trudnych chwil, które sprawiają, że teraz Jeannete Walls nie żałuje.
Opowieść jest zaskująca. Pierwsza część zatytułowana Kobieta na ulicy przedstawia krótką rozmowę autorki i jej matki. Jeannette Walls może sobie pozwolić na taksówkę, eleganckie ubranie, ma dom i godne życie. Jej matka jest bezdomna i źle ubrana. Ale niczego od córki nie chce. Nie tego potrzebuje od życia.
Jeannette Walls wyciągnęła ze swojego dzieciństwa to, co najlepsze. Teraz szokuje swoją postawą czytelników i młodzież. A nawet swoje rodzeństwo. Nieodpowiedzialność jej rodziców była niezwykła, dla wielu godna potępienia. Natomiast ona mówi, że gorsze od głodnych dzieci są dzieci niekochane.

Polecam wywiad z autorką książki Jeannette Walls w Wysokich obcasach. Napawa optymizmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz